Kiedy mistrzostwa świata w piłce nożnej startowały niemal 100 lat temu, były niedużą imprezą z udziałem zaledwie 13 zespołów, z czego tylko czterech europejskich. Trzy z nich na daleki turniej płynęły jednym statkiem. Dzisiaj to potężna impreza, która stała się nie tylko wielkim wydarzeniem sportowym, ale i ogromnym biznesem. Przed nami mundial, jakiego jeszcze nie było. A mieliśmy mistrzostwa naprawdę rozmaite.
Kiedy sobie przypomnimy, ile wysiłku polska reprezentacja włożyła w to, by awansować na mistrzostwa świata w Katarze i jak dramatyczny był mecz eliminacyjny ze Szwecją, pewnie trudno będzie uwierzyć, że niemal 100 lat temu na mundial jechał… każdy, kto chciał.
A wszystko przez igrzyska olimpijskie.
To na nich piłka nożna pojawiła się jak każdy inny sport – lekkoatletyka, szermierka, podnoszenie ciężarów czy tenis. Szybko jednak okazało się, że specyfika futbolu i jego popularność są tak duże, że nie ma sensu, aby wtapiać go w olimpijski krajobraz. Owszem, turnieje piłkarskie do dzisiaj rozgrywane są na igrzyskach – w 1972 roku Polska go nawet wygrała, natomiast w 1976 i 1992 roku miała srebrne medale – jednakże to turnieje marginalne dla futbolu. Kluczowy jest mundial, czyli mistrzostwa świata.
W 1924 roku podczas igrzysk w Paryżu wielkie wrażenie na widzach zrobiła reprezentacja Urugwaju z dalekiej Ameryki Południowej. Niby egzotyczna, bo to odległy kontynent, ale Ameryka Południowa akurat w piłce nożnej była pewnym wzorem i liderem. Już od lat, dokładnie od 1916 roku organizowała swoje kontynentalne mistrzostwa, zwane Copa America (Puchar Ameryki) – jedne z najstarszych, jakie istnieją na świecie. Gdy Urugwaj przyjechał na igrzyska do Paryża, pokazał nowoczesną grę i świetny zespół. Wygrał, robiąc przy tym oszałamiające wrażenie.
A kiedy Urugwajczycy wygrali ponownie, w 1928 roku na igrzyskach w Amsterdamie, ich propozycja aby to właśnie w tym odległym kraju zorganizować pierwsze mistrzostwa świata, została przyjęta. Przeważyło zapewnienie, że Urugwaj pokryje część kosztów przejazdu uczestników i zakwaterowania.
Dzisiaj to może nie brzmi jakoś nadzwyczajnie, ale wtedy, w 1930 roku mieliśmy do czynienia z piłką amatorską i piłkarzami amatorami, którzy grali w nią po pracy i za własne pieniądze. I tak wyprawa do Ameryki Południowej była niezwykle trudna. Mamy rok 1930, samoloty to rzadkość, więc uczestnicy płynęli statkiem i to przez dwa tygodnie!
Dlatego na udział w pierwszych mistrzostwach świata zdecydowały się tylko cztery europejskie drużyny, z których statek „Conta Verde” pozbierał na Morzu Śródziemnym trzy z nich (Rumunia, Francja, Belgia), a Jugosławia dopłynęła sama statkiem „Florida”. Piłkarze trenowali w trakcie podróży, na pokładach statków, na oceanie.
W 1930 roku w pierwszych mistrzostwach świata mógł zagrać każdy, kto chciał – bez eliminacji. Do czterech wspomnianych ekip z Europy doszło dziewięć z Ameryki. Turniej wygrali gospodarze po finałowej wygranej 4:2 z Argentyną.
Początki mistrzostw były bardzo trudne i niewiele brakowało, aby mundial przepadł. Oto bowiem Urugwaj i w ślad za nim Argentyna obraziły się na Europę, że ta wysłała tylko cztery drużyny. Gdy cztery lata później turniej odbywał się na kontynencie europejskim, we Włoszech, zespół urugwajski w ogóle tam nie pojechał, by bronić tytułu, a Argentyna wystawiła zupełne rezerwy.
W sposób, w jaki rozgrywano dawne mundiale dzisiaj trudno by aż uwierzyć i zapewne trudno by te regulaminy zastosować. Wyglądają wszak dziwacznie. Zobaczmy:
- w 1934 i 1938 roku nie było w ogóle rozgrywek grupowych, a zespoły od razu mierzyły się w eliminującej fazie play-off. Niektóre zatem rozegrały tylko jeden mecz i po nim wylatywały z turnieju. To właśnie spotkało Polskę w 1938 roku, która odpadła, chociaż strzeliła pięć goli Brazylii! Przegrała bowiem 5:6.
- w 1950 roku z kolei nie mieliśmy finału! O mistrzostwo świata rywalizowały cztery wyłonione zespoły (Brazylia, Urugwaj, Szwecja i Hiszpania). Nie grały półfinałów i finał, ale rozgrywały całą, regularną grupę. To dlatego Brazylii w ostatnim meczu z Urugwajem do tytułu wystarczał remis (którego nie osiągnęła).
- w 1954 roku mieliśmy jeszcze dziwniejszą sytuację. Oto bowiem w każdej grupie grały cztery zespoły, ale każdy z nich rywalizował tylko z dwoma z trzech możliwych rywali. Dla przykładu: Anglia miała wtedy w grupie Włochy, ale z nimi nie zagrała. A gdy dorobek punktowy był taki sam, nie liczyło się bramek, ale grało dodatkowe spotkanie.
- w 1974 i 1978 roku mieliśmy dwie fazy grupowe. Najpierw grało się z trzema rywalami i następnie z trzema kolejnymi. Dlatego też słynny „mecz na wodzie” między Polską a Niemcami w 1974 roku decydował o awansie do finału mundialu, ale wcale nie był półfinałem.
- w 1982 roku z kolei też mieliśmy dwie fazy grupowej, ale ta druga składała się z grup trzyzespołowych. Polska rywalizowała w takowej z Belgią i ZSRR i bezbramkowy remis z Rosjanami dał jej awans do półfinału. Tym razem bowiem półfinały już rozegrano. Z kolei Anglia odpadła z tych mistrzostw, chociaż nie przegrała żadnego z pięciu swoich meczów!
- w 1986 i 1990 roku z grupy złożonej z czterech zespołów można było wyjść z trzeciego miejsca. I tak właśnie stało się w 1986 roku z Polską. Co więcej, na tamtym mundialu awans z trzeciego miejsca zdobyła Bułgaria, chociaż nie wygrała meczu i wystarczyły jej do tego zaledwie dwa punkty po dwóch remisach.
Przed niemal stu laty, w 1930 roku na mistrzostwach świata zagrało 13 ekip – wszyscy chętnie. Do eliminacji mundialu w Katarze przystąpiło 206 zespołów z sześciu kontynentów. W finałach zagrają 32 z nich.
A już za cztery lata na mistrzostwach w 2026 roku zobaczy jeszcze więcej, bo 48 drużyn. Ponad trzy razy więcej niż u zarania mundialu.
Turnieje mundialowe zmieniają się i rozbudowują. Urugwajski turniej e 1930 roku przeprowadzono na zaledwie trzech stadionach w jednym mieście. Za cztery lata mundial rozegrany zostanie aż w trzech krajach obejmujących powierzchnią cały kontynent Ameryki Północnej – w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Meksyku.
Natomiast tegoroczne mistrzostwa w Katarze zostaną rozegrane na przełomie listopada i grudnia, kończąc się zaledwie tydzień przed Bożym Narodzeniem. To nigdy dotąd się nie zdarzyło, gdyż do tej pory na potrzeby mistrzostw rezerwowano terminy w czerwcu i lipcu, ostatecznie w końcowych dniach maja. Zmiana wzięła się stąd, że w czerwcu w Katarze jest zbyt gorąco, aby grać w piłkę. Pamiętajmy jednak, że mundiale rozgrywano już wielokrotnie przy morderczych letnich upałach – najgorętsze były te w 1994 roku w USA oraz nieoczekiwanie w 1954 roku w Szwajcarii, gdzie akurat mieliśmy upalne lato. Dla odmiany, mistrzostwa świata na półkuli południowej w Argentynie w 1978 roku i Republice Południowej Afryki w 2010 roku rozgrywano niekiedy w chłodzie, a nawet przy przymrozkach, a widownia siedziała w puchowych kurtkach. W czerwcu i lipcu bowiem na tej półkuli mamy zimę.