Kto tak brzydko pływa? I tak szybko!
W latach czterdziestych XIX wieku odbywały się w Europie zawody pływackie. Dość nieoczekiwanie zgłosił się do nich człowiek nazwiskiem George Catlin. Nieoczekiwanie, gdyż nie był pływakiem, ale malarzem. Dawno temu studiował prawo, ale ostatecznie porzucił je na rzecz malarstwa. Mówiło się o nim, że pół życia spędził w Ameryce, gdzie przemierzał niebezpieczne i rozległe tereny Dzikiego Zachodu nie z rewolwerem, ale pędzlem. Zamiast pakunków wiezionych przez osadników on zabrał sztalugi, płótna i farby.
Malował to, co widział na prerii. Malował zwłaszcza Indian, którzy go zafascynowali. Uważał ich za nadzwyczaj malowniczych, więc przenosił na obrazy ich twarze, barwione twarze, pióra we włosach, ale także ich wioski, życie, zwyczaje. Namalował mnóstwo takich obrazów i to je przywiózł z Ameryki do Europy, by przybliżyć Europejczykom życie ludzi z drugiego kontynentu.
Przywiózł także dwóch prawdziwych Indian. Pochodzili z plemienia Odżibwa, zwanego Czipewejami. Ci Indianie mieszkali w rejonie Wielkich Jezior amerykańskich, blisko wody. Budowali świetne łodzie i kajaki, doskonale wiosłowali, ale byli tez mistrzami poruszania się wpław. Niemal każdy z nich doskonale pływał. Jak mówił malarz George Catlin, nadzwyczajnie wręcz szybko.
Malarz wspominał, że gdy ich zobaczył w wodach Jeziora Górnego, nie mógł wręcz uwierzyć, że można pokonywać wodę w takim zawrotnym tempie. Tajemnicą Indian miał być ich nadzwyczajny i zupełnie nieznany w Europie styl pływacki, wykorzystujący ramiona i nogi do aktywnej walki z woda. Catlin był pod takim wrażeniem indiańskich umiejętności, że zaprosił dwóch świetnych pływaków czipewejskich, by pokazać ich potencjał w Anglii. To ich zgłosił do zawodów.
I rzeczywiście, Indianie wskoczyli do wody i ruszyli szybko naprzód. Wyprzedzili wszystkich innych pływaków bez najmniejszego kłopotu, ale sposób, w jaki to zrobili, zdumiewał. Indianie bowiem młócili wodę zawzięcie ramionami, raz jednym, to znów drugim. Wtedy odwracali głowę w stronę przeciwną, brali oddech i zanurzali twarz pod wodę. Ich nogi pracowały w przeciwną stronę, pionowo i ciała przesuwały się w wodzie nader szybko. Wydmuchiwali powietrze przy wynurzeniu twarzy, ponownie ją zatapiali i w zasadzie przez większość wyścigu mieli oczy, usta i nos zanurzone. To było dziwne. Ponadto to młócenie wody z wielkim pluskiem sprawiało, że ich pływanie było hałaśliwe, sprawiało wrażenie chaotycznego i porównywano je do pracy wiatraka.
Czy oni toną? Czy w ogóle potrafią pływać? – pytali obserwujący pokaz, ale Indianie nie tonęli, a pływać umieli świetnie. Takim dziwnym i młócącym wodę stylem umykali każdemu z Anglików, którzy próbowali ich ścigać zwykła żabką, z rękoma ułożonymi w strzałkę.
Ten indiański styl nazwany został kraulem i… odrzucony. Prasa opisująca wyścig pisała o nim nawet, że to styl dziki, brzydki i niegodny używania w towarzystwie, gdyż wznieca wielki plusk, hałas i nie nadaje się do kulturalnego pływania. „The Times” donosił, że Indianie gwałtownie uderzali w wodę ramionami, jakby to były łopaty wiatraka. Machali tez stopami w górę i w dół, wydmuchiwali powietrze i robili paskudne grymasy. Było to brzydkie, nikomu się nie spodobało.
No ale zarazem bardzo szybkie. Nie istniał w Europie żaden styl pływania dający podobną prędkość jak ten, od Indian Odżibwa.
Wedle zdobywców Dzikiego Zachodu, wielu Indian tak pływało. Sjuksowie, Czipewejowie, Mandanowie, Czarne Stopy i wszyscy, którzy mieli rzekę czy jezioro do przepłynięcia. Wkrótce okazało się, że już hiszpańscy konkwistadorzy w Ameryce donosili o Indianach rzewczywiście pływających wyłącznie z głową pod wodą i uderzających w tafle ramionami. To było w zupełnej sprzeczności ze stylami z Europy. Tu stosowano żabkę, styl grzbietowy, ewentualnie pływanie bokiem. Tymczasem ten kraul był czymś zupełnie nowym.
Wiemy, że jeszcze w latach osiemdziesiątych XIX wieku wyśmiewano taki sposób pływania i nazywano go nieeleganckim. To jednak się zmieniało, jako że szybkość okazywała się decydującym argumentem za indiańskim pływaniem. Gdy trzeba było pokonać trasę jak najszybciej, on się najbardziej nadawał. A gdy pojawiły się zawody sportowe i igrzyska, kraul stał się królem pływalń.
Dzisiaj jest najszybszy i pływacy osiągają najlepsze czasy właśnie takim młóceniem wody ramionami, poruszaniem stopami w górę i dół i zanurzeniem twarzy po oddechu. To styl niemalże królewski i na wielkich zawodach pływackich – wyjątkowo prestiżowy. Nikt się już nie śmieje, nie nazywa go brzydkim i niepasującym do towarzystwa. Teraz już wszyscy naśladują Indian.