logo

Historia dyscypliny - KOLARSTWO TOROWE

Czy można usłyszeć prędkość? 

Na welodromie świat zwalnia tylko po to, by zaraz znów przyspieszyć. Drewniane deski toru szumią pod kołami, a echo opon miesza się z oddechem zawodników. Tutaj nie ma miejsca na przypadek – każdy ruch, każde spojrzenie przez ramię to część milczącej gry nerwów. W powietrzu czuć napięcie, jakby za chwilę miała rozpocząć się bitwa nie na słowa, lecz na prędkość i precyzję. Kolarstwo torowe – dyscyplina, w której sekundy decydują o zwycięstwie, a cisza przed startem jest głośniejsza niż doping trybun.

 

To nie było wcale takie oczywiste, że kolarstwo znajdzie się w programie igrzysk olimpijskich, gdy baron Pierre de Coubertin oraz Międzynarodowy Komitet Olimpijski decydowali o dyscyplinach wchodzących w skład odrodzonych igrzysk. Wszak wśród tych klasycznych, antycznych sportów kolarstwa nie było. Jednakże popularność tego sportu w XIX wieku w Europie zadecydowała. Gdy w 1896 roku ruszały nowożytne igrzyska, na rowerach jeździli wszyscy. Także na torach.

Pier wsze rowery powstawały już w XVIII wieku, ale były nieprzydatne. Nie dało się nimi bowiem sterować i jazda na czymś takim oznaczała ryzykowaniem złamaniami albo utratą zębów. Dopiero w czasach napoleońskich niemiecki baron Karl Friedrich Christian Ludwig Freiherr Drais von Sauerbronn skonstruował maszynę, którą dzisiaj moglibyśmy określić jako „rower biegany”. Poruszał się nie za pomocą pedałów i napędu przenoszonego przez łańcuch. Użytkownik tej machiny po prostu odpychał się nogami od ziemi i tak osiągał do 156 km/h. Od nazwiska Draisa nazwano maszynę „drezyną”.

Chwilę trwało, aż udało się wymyślić koncepcję przeniesienia napędu na przednie koło roweru, ale udało się to w końcu zrobić i w 1868 roku w paryskim parku St. Cloud ruszył pierwszy wyścig kolarski.

Gdy niecałe 30 lat później ruszały igrzyska, popularność jazdy na rowerze była gigantyczna i nie było w zasadzie możliwości, by ten sport nie znalazł się w programie olimpijskim. Na rowerach rekreacyjnie jeździli wszyscy i zarzuty o tym, że to przecież nie uchodzi, zanikały. Na ulicach, szosach, na traktach, wreszcie także na torach. Bo to właśnie tory kojarzyły się z takim sportowym ściganiem na rowerach. Z rywalizacją.

Najpierw takie doraźne tory, zbijane głównie z desek, stawiano na stadionach piłkarskich albo lekkoatletycznych. O tym jak wielki był w XIX wieku szał na rowery, w tym ściganie na torze, niech świadczy fakt, że już w 1877 roku powstały pierwsze tory specjalnie dla kolarstwa np. w Preston Park w Anglii. Z francuskiego nazywamy je welodromami.

Od tamtej pory chociaż kolarstwo torowe jest częścią całego, szeroko rozumianego kolarstwa, podobnie jak najszerzej znane kolarstwo szosowe z wielkimi wyścigami Giro d’Italia, Tour de France czy Vuelta a España, a także kolarstwo górskie (czyli MTB), kolarstwo przełajowe czy BMX, to jednak zasadniczo się od nich różni. Nie wymaga wielkich przestrzeni, jazdy przez całe kraje na setki, tysiące kilometrów. Potrzebuje toru, na którym jeździ się w kółko.

Nie jest to jednak tor taki jak bieżnia lekkoatletyczna. Welodromy mają specjalne tory o odpowiednim wygięciu nawierzchni. To nie jest przypadek ani deformacja materiału, nie jest to żadne uszkodzenie. Na łukach tory welodromów specjalnie się wygina, aby można było na nich utrzymać odpowiednią prędkość bez wyhamowywania i jednocześnie się nie pozabijać.

Kolarze torowi naprawdę potrafią się rozpędzić do wielkich prędkości. Brytyjczyk Bruce Bursford jeszcze w latach dziewięćdziesiątych osiągnął 334,6 km/h. Aż niesłychane! Nic dziwnego, że często podczas zawodów kolarstwa torowego zobaczymy zawodników i zawodniczki w specjalnie zaprojektowanych, przylegających i obcisłych kombinezonach oraz kaskach podobnych do kropli wody. Wszystko po to, aby zmniejszyć opór powietrza. Także rowery kolarzy torowych bywają zaprojektowane tak, że wyglądają jak statki kosmiczne. Szczególnie rzucającą się w oczy ich cechą są pełne koła, bez klasycznych szprych.

Bo kolarstwo torowe to w dużej mierze szybkość i walka o sekundy, o setne, nawet tysięczne części sekund. To w kolarstwie torowym rozgrywany jest przecież sprint, który jest sprintem wręcz przedziwnym. W lekkoatletyce i wielu innych sportach – sprint to sprint. Wychodzi się z bloków równo ze strzałem na pełnym gazie i przez cały dystans daje się z siebie wszystko. W kolarstwie torowym zawodnicy startują do sprintu i… jadą bardzo powoli. Byle tylko nie spaść z roweru (nie wolno im dotknąć stopą toru), powolutku i ostrożnie. Zarazem zerkają przez ramię na rywali. Wyobrażacie sobie coś takiego w biegu na 100 metrów? Gdy Usain Bolt czy Noah Lyles truchta, zerkając przez ramię na to, co zrobią rywale?

Kolarze torowi rozgrywają jednak sprint taktycznie i chwilami wygląda to nawet zabawnie. Czają się, czekają i zwlekają. Głównie z tego powodu, że atak z drugiej pozycji, zza pleców rywala na ostatnich metrach daje większe szanse na wygraną. Stąd takie czajenie się, które w kolarstwie torowym dopiero w ostatniej chwili sprintu przybiera formę ostrego ścigania. Gdy w końcu ktoś zdecyduje się poderwać do gonitwy.

Kolarstwo torowe obfituje w ciekawe konkurencje, bo mamy tu chociażby wyścig punktowy, w którym nie do końca ważne jest to, kto na koniec pierwszy minie linię mety, ale to, kto ją mija systematycznie. Tu jak na lotnych premiach w kolarstwie szosowym punktuje się zawodników przecinających metę na kolejnych okrążeniach toru, a punkty są sumowane. Dochodzą do nich premie np. za nadrobienie okrążenia do rywali i zwyciężą ten, kto jest lepszy… matematycznie.

Egzotycznie brzmią takie konkurencje jak wyścig australijski, keirin, scratch, omnium czy madison, o obcych nazwach. Rozszyfrujmy je. Keirin (to słowo z języka japońskiego, bo tam po II wojnie światowej powstała ta konkurencja i rozrywka) to forma kolarskiego sprintu na torze, przy czym jest to sprint za dość specyficznym „zającem”. Jest nim często skuter albo inny podobny pojazd, dyktujący tempo kolarzom i to całkiem wysokie, jak to motor – nawet 50 km/h. Oni jadą za nim i przed metą motocykl zjeżdża z toru, rozprowadzając wyścig  i ściganie się kolarzy na finiszu. 

Madison z kolei to konkurencja, która swoją nazwę wzięła od hali Madison Square Garden w Nowym Jorku. To tam pierwszy raz rozegrano wyścig z udziałem dwóch zawodników, tworzących duet i ścigających się z drugim duetem. Wykorzystują oni nachylenie toru welodromu w taki sposób, że jeden z zawodników duetu zasuwa ile sił w nogach, a drugi w tym czasie odpoczywa w wyższej części toru. Potem następuje zmiana i tak aż do mety. Na ostatnich igrzyskach w Paryżu madison wygrali Portugalczycy oraz Włoszki.

Scratch przypomina szosowy wyścig ze startu wspólnego, bo i tu po torze jedzie peleton. Ściga się na dystansie 15 k u mężczyzn i 10 km u kobiet, a niezwykle ważna w tej konkurencji jest taktyka. Jak na szosie. Natomiast niezwykle elektryzujący wyścig australijski polega na eliminowaniu co okrążenie zawodnika, który jest w ogonie, najsłabszy. Ścigamy się, aż zostanie jeden zwycięzca.

Wreszcie omnium, którego nazwa z języka łacińskiego znaczy „ze wszystkich” i oddaje istotę rzeczy. Jest to po prostu wielobój, w którym kolarze i kolarki dostają punkty wielobojowe za różne konkurencje, takie jak scratch, wyścig punktowy, wyścig australijski, wyścig indywidualny na 100 metrów, na dochodzenie i inne.

Najbliższe mistrzostwa świata w kolarstwie torowym rozpoczną się 22 października na Velódromo Peñalolén w chilijskiej stolicy Santiago. W 2009 i 2019 roku takie mistrzostwa organizował nasz eksportowy tor kolarski zbudowany w Pruszkowie pod Warszawą.

Materiał pomógł stworzyć
Radosław Nawrot

dziennikarz sportowy z Poznania, autor książek, komiksów i publikacji o tematyce sportowej m.in. serii "Słynni polscy olimpijczycy". Laureat teleturnieju "Wielka Gra".

Udostępnij artykuł

;