dziennikarz sportowy z Poznania, autor książek, komiksów i publikacji o tematyce sportowej m.in. serii "Słynni polscy olimpijczycy". Laureat teleturnieju "Wielka Gra".
Ze swoich pierwszych igrzysk olimpijskich pamiętam niewiele. Miałem zaledwie siedem lat, więc w głowie zostały jakieś urywki poszczególnych rywalizacji. Jedno jednak zapamiętałem szczególnie – wspaniałą ceremonię otwarcia.
Radosław Nawrot
Moimi pierwszymi igrzyskami były te w Moskwie w 1980 roku – kojarzące się z sukcesami Polaków, sympatyczną maskotką, niedźwiadkiem Miszą i wspaniałą ceremonią otwarcia, podczas której zgromadzeni na trybunach stadionu ludzie pokazywali tzw. żywe obrazy. Podnosząc i opuszczając kartony w określonych kolorach, tworzyli kompozycje układające się w widoki, obrazy i hasła.
Już to zrobiło na mnie wielkie wrażenie, ale prawdziwą ucztą była Parada Narodów, pierwsza jaką widziałem w życiu.
Nie wiem, czy lubicie geografię w szkole, ale taka parada jak podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich była najlepszą lekcją geografii, jaką mogłem sobie wyobrazić. Jedna po drugiej defiladowały wokół stadionu reprezentacje poszczególnych krajów prezentowały się wspaniale. Na początku szedł zawsze ktoś z tabliczką z nazwą kraju, zaraz za nim zawodnik dumnie niosący flagę – po latach dowiedziałem się, że nazywa się go chorążym.
Chorąży podczas ceremonii otwarcia igrzysk to jeden ze sportowców, a wybór do tej funkcji to wielki zaszczyt. W dziejach polskiego sportu naszymi chorążymi niosącymi flagę były największe gwiazdy sportu. W 2016 roku naszą flagę niósł piłkarz ręczny Karol Bielecki, a wcześniej w Londynie – tenisistka Agnieszka Radwańska. W tym roku w Tokio będziemy mieli dwoje polskich chorążych – pływaka Pawła Korzeniowskiego i kolarkę Maję Włoszczowską.
Za chorążym podążała zawsze mniej lub bardziej liczna reprezentacja każdego kraju, najczęściej ciekawie ubrana – albo w eleganckich marynarkach, żakietach, kurtkach czy paszczach albo też w ludowych strojach narodowych. Czasami w defiladzie brało udział kilkudziesięciu czy kilkuset zawodników każdej reprezentacji, czasem tylko jeden czy dwóch, jak to bywało w wypadku tych najbardziej egzotycznych państw. Dla każdego z tych sportowców udział w paradzie i ceremonii otwarcia był ogromnym przeżyciem, a emocje widać było na ich twarzach.
Ja zaś siedziałem przed telewizorem i notowałem państwa, flagi, liczbę sportowców, o ile udało mi się ich chociaż z grubsza policzyć. Było to wspaniałe, barwne i radosne święto, niekończący się pochód, a paradujący uśmiechali się i pozdrawiali widownię. Każdy z nich miał w tym momencie wielkie nadzieje na udany start. Za dwa czy trzy tygodnie części z nich nadzieje udało się spełnić, a reszcie nie.
Ceremonie otwarcia igrzysk są tak stare, jak same igrzyska. I to nie te nowożytne, które odbywają się od 125 lat, ale już te starożytne. Niewiele o nich wiemy, ale greckie przekazy dostarczają informacji, że otwarcie igrzysk zawsze odbywało się uroczyście. I Parada Narodów jest wzorowana na podobnej defiladzie, jaka być może odbywała się w dawnej Grecji. Wtedy prezentacja dotyczyła zawodników z różnych polis, czyli odrębnych greckich miast-państw takich jak Ateny, Sparta, Teby i inne.
To dlatego począwszy od igrzysk w 1928 roku w Amsterdamie to właśnie Grecja otwiera taką paradę. To sposób uhonorowania jej jako ojczyzny igrzysk olimpijskich. Pozostałe kraje ustawione są w porządku alfabetycznym, przy czym pod uwagę bierze się alfabet obowiązujący w kraju gospodarza igrzysk. W Japonii to o tyle ciekawe, że tutaj w użyciu są aż cztery alfabety: kanji, hiragana, katakana i łaciński. Nazwy państw zapisuje się tradycyjnie katakaną i nazwa „Polska” w języku japońskim będzie brzmiała: „Porando”. Na koniec mamy jeszcze jeden wyjątek – gospodarz zamyka paradę, niezależnie od tego, na którą literę alfabetu się zaczyna jego nazwa.
Parada Narodów to nie jedyny efektowny moment ceremonii otwarcia igrzysk. Wielkie wrażenie robi też przysięga składana przez wytypowanego spośród wszystkich uczestników delegata (osobną przysięgę składają sędziowie). Pierwszy raz złożoną ją w 1920 roku, a zawodnicy najczęściej przysięgają rywalizować w sposób czysty, uczciwy i honorowy, z poszanowaniem zasad i przeciwników.
Na maszt wciągana jest flaga olimpijska, złożona z pięciu kół w różnych kolorach. Po raz pierwszy pojawiła się na igrzyskach w Antwerpii w 1920 roku, ale inspiracją były igrzyska w Sztokholmie w 1912 roku, bo też wtedy pierwszy raz w dziejach startowali na igrzyskach zawodnicy z pięciu kontynentów. Kolor niebieski symbolizuje na fladze Europę, żółty – Azję, czarny – Afrykę, czerwony – Amerykę, a zielony – Australię.
No i wreszcie o rozpoczęciu igrzysk zaświadcza zapalany podczas ceremonii znicz olimpijski. Zasadą jest, że odpala się go od płomienia przyniesionego przez obiegającą przez wiele tygodni świat sztafetę, a ona otrzymuje go w greckiej Olimpii – tak przynajmniej dzieje się od poprzednich igrzysk w Tokio, w 1964 roku. Tam ogień wzniecają promienie słoneczne.
Znicz olimpijski ma płonąć tak długo, jak długo trwa rywalizacja i wygasza się go wraz z ceremonią zamknięcia igrzysk. Nie powinien zgasnąć wcześniej ani na chwilę, aczkolwiek takie wypadki się już zdarzały. W 1976 roku w Montrealu znicz zgasił ulewny deszcz, przed igrzyskami w Soczi w 2014 roku ogień zdmuchnął silny wiatr, a w 2012 roku utonął on podczas przeprawy przez morze.
Warto jednak pamiętać, że ogień olimpijski to tylko symbol, poza tym przebywa on bardzo długą drogę. Bywał nawet w Kosmosie, np. na amerykańskim promie kosmicznym, a przed igrzyskami w Soczi w 2014 roku Rosjanie wynieśli go nawet na spacer w przestrzeń kosmiczną. Nie ogień, ale samą pochodnię. Największy symbol olimpizmu był też na biegunie północnym, na dnie jeziora Bajkał i w wielu innych miejscach, aby na koniec trafić na stadion i obwieścić całemu światu, że igrzyska czas zacząć!
dziennikarz sportowy z Poznania, autor książek, komiksów i publikacji o tematyce sportowej m.in. serii "Słynni polscy olimpijczycy". Laureat teleturnieju "Wielka Gra".