logo

Monika Pyrek – Bajka o cierpliwej pogoni

Materiał pomógł stworzyć
Monika Pyrek

Jedna z najlepszych i najbardziej utytułowanych polskich lekkoatletek, specjalizująca się w skoku o tyczce. Na swoim koncie ma medale Mistrzostw Świata i Europy. Aż czterokrotnie udało jej się zrealizować największe marzenie sportowca o udziale w Igrzyskach Olimpijskich. Po zakończeniu kariery sportowej Monika Pyrek nadal aktywnie działa na rzecz promocji sportu prowadząc Fundację swojego imienia.

Niejednokrotnie słyszeliśmy o wspaniałych zwycięstwach i wielkich mistrzach oraz ich historiach, którę są tak niezwykłe, że czasami aż trudno w nie uwierzyć. Ale uwierzyć warto. Bo właśnie tylko sport potrafi dzięki swej ideii, czystości zasad, marzeniom atletów, ich determinacji i pięknej nieprzewidywalności napisać najwspanialsze baśnie, które dzieją się na naszych oczach. Aby przyblizyć Wam te opowieści zapraszamy na kolejny odcinek serii podcastów "Sport, baśń, która dzieje się naprawdę" czytanych przez Monikę Pyrek. W dzisiejszej opowieści poznacie postać Bronisława Malinowskiego oraz dowiecie się jak cierpliwość pomogła mu w spełnieniu swojego sportowego marzenia.

Podcast do poczytania

Bronisław Malinowski biegał bowiem świetnie. Już jako mały chłopak pokazał to w szkole. Wraz ze swoim starszym bratem postanowił wówczas wykorzystać dużą przerwę w lekcjach na to, by wrócić do domu i zjeść tam obiad u mamy, smaczniejszy niż w szkolnej stołówce. 

Czasu było jednak niewiele i aby chłopcy zdążyli zjeść zupę i drugie danie przed końcem przerwy, musieli się spieszyć. Solidnie przebierać nogami i mknąć co tchu, aby potem nie musieć krztusić się makaronem czy ziemniakami podczas pospiesznego posiłku.

Starszy brat Bronisława miał na imię Robert i gdy potem został prezydentem miasta Grudziądz, wspominał, że Bronek zawsze był od niego szybszy i pierwszy dobiegał do domu, pierwszy zasiadał do talerza. Biegł tak szybko, że nikt nie był w stanie go dogonić. Miał naturalny talent do biegania, także przez przeszkody, których na nierównej drodze do domu nie brakowało.

W olimpijskim biegu przeszkodowym na 3 kilometry przebiera się nogami na równej, tartanowej bieżni. Taki bieg trwa około ośmiu minut i co jakiś czas na równej bieżni pojawiają się owe przeszkody. To głównie płoty wysokie w męskim biegu na niecały metr bez dziewięciu centymetrów. To całkiem sporo, to wyżej niż niejedno biurko. Spróbujcie narysować kreskę na takiej wysokości i doskoczyć do niej. A biegacze taki płot musieli przeskoczyć, co niekiedy kończyło się upadkiem, zwłaszcza pod koniec biegu, gdy opuszczały ich już siły.

Jakby tego było mało, raz na okrążenie pojawiał się rów z wodą. Tu po przeskoczeniu płotu zawodnicy wpadali do wielkiej kałuży, w której łatwo się przewrócić, a z pewnością trzeba się zmoczyć. Woda chłodzi, ale bieganie w mokrych butach nie jest przyjemne, więc chodziło o to, by przesadzić wodę takim susem, by zmoknąć jak najmniej.

Inaczej mówiąc, żeby wygrać bieg na 3 kilometry z przeszkodami nie wystarczyło być tylko dobrym biegaczem. Trzeba było jeszcze umieć skakać i radzić sobie z płotami. Zupełnie jak podczas biegu na obiad do domu. A każda taka przeszkoda mogła wytrącić z rytmu albo wywrócić zawodnika.

Bronisław Malinowski na wcześniejszych igrzyskach w Montrealu zdobył srebrny medal. To spory sukces, ale w tamtych czasach polscy sportowcy odnosili tak wspaniałe wyniki w tak wielu dyscyplinach, że jednak liczyło się przede wszystkim zwycięstwo i złoto. Dlatego Bronek, który kiedyś spieszył na zupę, teraz co tchu w piersi biegł, by zdobyć to złoto i wygrać.

Jak jednak wspomniałam, widzowie tracili już nadzieję. Bieg układał się bowiem niedobrze. W pewnym momencie wyrwał do przodu zupełnie nieoczekiwanie biegacz z Tanzanii w Afryce. Nazywał się Bayi. Biegł tak szybko i sprawnie, zdobywał tak wielką przewagę na niemal pół stadionu, iż wydawało się, że nie sposób go dogonić.

Widzowie tracili nadzieję, ale nie tracił jej Bronisław Malinowski. Afrykański biegacz bardzo mu uciekał, tracił go niemalże z pola widzenia, a jednak nie ścigał go, nie przyspieszał. Wyglądało to tak, jakby odpuścił, ale nic z tych rzeczy. Bronisław dobrze wiedział, że jest świetnym zawodnikiem i tempo, którym biegnie jest naprawdę mocne. A skoro jest mocne, to nie za bardzo chciało mu się wierzyć, że ktoś może narzucić jeszcze mocniejsze i dać sobie z nim radę.

Owszem, w Afryce biega się bardzo szybko. Mieszkańcy tego odległego lądu są specjalistami od długich biegów i często pieszo pokonują wielokilometrowe trasy. Jednakże Bronisław Malinowski przed tymi igrzyskami sam wybrał się do Afryki, aby tam potrenować w afrykańskich górach z miejscowymi biegaczami. I dobrze wiedział, że są świetni, ale on też taki jest.

Poza tym ten Bayi już raz tak rozegrał swój bieg. Kilka dni wcześniej uciekł rywalom w półfinale i wygrał. Powinno to niepokoić? Otóż nie, bo Polak uważał, że drugi raz mu się nie uda. Nie zdoła wytrzymać biegu w takim tempie ponownie w trakcie kilku zaledwie dni. Zakładał, że ten Tanzańczyk przesadził, że nie wytrzyma i w końcu osłabnie.

Mijały kolejne okrążenia, coraz mniej zostawało metrów do mety, a on nie słabł. Pewnie wielu poddenerwowanych zawodników w takiej chwili postanowiłoby jednak ruszyć w pogoń i przyspieszyć. Nie Polak jednak. On czekał. Czekał i czekał, utrzymywał swoje tempo i czekał dalej.

Wiedział, że bieg na 3 kilometry z przeszkodami to także bieg na 3 kilometry z cierpliwością.

I doczekał się. Z każdym metrem dystans do rywala zaczął się zmniejszać, aż w końcu biegnący swoim tempem polski mistrz minął Afrykanina, który słabł coraz bardziej. Minął i zdobył złoto.

Tak cierpliwość została nagrodzona.

Udostępnij podcast

;