logo

Euro – turniej dla tych nie za wielkich

Po trzy, nawet czasami cztery mecze dziennie będziemy mogli oglądać podczas finałów piłkarskich Mistrzostw Europy. Aż trudno będzie uwierzyć, że cztery mecze to było kiedyś całe Euro.

Dawne turnieje finałowe Mistrzostw Europy dałoby się zatem rozegrać dzisiaj w jeden dzień, chociażby w środę 23 czerwca, gdy na obecnych mistrzostwach Polska zagra ze Szwecją i Hiszpanią ze Słowacją o godz. 18, a Niemcy z Węgrami i Francja z Portugalią o godz. 21. Wszystko, cały turniej.

I tak to kiedyś wyglądało, przy czym aby uniknąć ścisku, rozrzedzano go na kilka dni. Weźmy pierwsze w dziejach Mistrzostwa Europy, które odbyły się w 1960 roku. Organizowała je Francja i… tylko Francja. Dość długo przeprowadzenie Euro przez jednego gospodarza nie stanowiło większego problemu i to nie tylko wtedy, gdy turniej obejmował raptem cztery mecze. Także wtedy gdy się rozrastał najpierw do ośmiu, potem szesnastu i wreszcie do dwudziestu czterech ekip, co po raz pierwszy wydarzyło się w 2016 roku. I wtedy też Mistrzostwa Europy organizowała Francja, też sobie poradziła, tak jak ponad pół wieku temu, gdy musiała umieścić w terminarzu raptem cztery spotkania.

A zatem w 1960 roku po dwuletnich eliminacjach udało się wyłonić czterech szczęśliwców, którzy zagrali w finałach Mistrzostw Europy. Dzisiaj potrzebujemy do tego trzech tygodni, które od meczu otwarcia poprowadzą nad do półfinałów.

W 1960 roku w owych półfinałach zagrały ze sobą Francja z Jugosławią na stadionie w Paryżu (jeszcze tym starym, zwanym Parkiem Książąt) oraz Związek Radziecki z Czechosłowacją na stadionie w Marsylii. Przy czym ten pierwszy mecz, zakończony hokejowym wynikiem 4:5, stanowił pierwsze starcie w dziejach imprezy, którą w 2021 roku rozgrywamy już po raz szesnasty.

Rosjanie i Jugosłowianie znaleźli się w finale, a pierwszy tytuł wywalczyła drużyna ZSRR po wygranej decydującego meczu 2:1.

A gdzie wielkie potęgi europejskiej piłki, ktoś zapyta? Gdzie Hiszpanie, Włosi, Anglicy, Niemcy?  Cóż, przepadli w eliminacjach. Na swoje zwycięstwa musieli jeszcze poczekać, przy czym Anglicy nie doczekali się triumfu w Europie do tej pory.

To ciekawa sprawa, bo gdy przypatrzymy się piłkarskim Mistrzostwom Europy, to okaże się, że wśród zwycięzców tego turnieju znajdziemy aż sześć drużyn, które nigdy nie były mistrzem świata. Na mistrzostwach świata, zwanych mundialem, nie zdarzają się nieoczekiwane triumfy, zwycięstwa fuksów i sensacje aż tego kalibru. Nawet dwa tytuły mistrzowskie dla niedużego Urugwaju w 1930 i 1950 roku nie były sensacją – od stu lat aż do dzisiaj urugwajscy piłkarze to jednak jest światowa czołówka.

Tego nie powiemy jednak raczej o Grecji, która wygrała Euro w 2004 roku, co być może jest największą sensacją w dziejach dużych turniejów piłkarskich. Grecy byli bowiem uważani za wręcz najsłabszą ekipę tamtych mistrzostw, no może jeszcze obok Łotwy debiutującej wówczas naszym kosztem (tak, Łotysze w eliminacjach wyeliminowali Polskę). I wygrali turniej.

Równie romantyczna i wspaniała była historia Duńczyków, którzy w ostatniej chwili na Euro 1992 roku zastąpili Jugosławię. Została ona zdyskwalifikowana i wyrzucona z imprezy, gdyż w tym kraju wybuchła wojna domowa. UEFA uznała, że Jugosławia nie jest krajem miłującym pokój i wartości, które powinny przyświecać uczestnikowi imprezy. Usunęła ją, zawołała Danię, a ta… w przepięknym stylu zdobyła mistrzostwo! Co za historia, prawda?

Czechosłowacja, Holandia, Portugalia i wspomniany Związek Radziecki z pierwszego turnieju to także zespoły, które nigdy mistrzami świata nie były, ale mistrzami Europy już tak. To znaczy, że tu najwidoczniej łatwiej wywalczyć tytuł drużynie nie tak wysoko notowanej i nie należącej do największych potęg świata.

Ciekawe, ilu z nas pomyślało teraz o Polsce… 

A propos Polski, niezwykłe jest to, że tak późno debiutowała ona na Mistrzostwach Europy, bo dopiero w 2008 roku. To aż siedemdziesiąt lat po debiucie na mistrzostwach świata, który miał miejsce jeszcze przed drugą wojną światową, w 1938 roku! To także ponad trzydzieści lat po sukcesach polskiej drużyny Kazimierza Górskiego i ponad ćwierć wieku po wspaniałych występach Zbigniewa Bońka.

Dopiero zespół trenera Leo Beenhakkera awansował na Euro w 2008 roku, choć niektórzy śmieją się, że pierwszym trenerem, który wprowadził Polaków na Mistrzostwa Europy nie był Holender, ale Michel Platini. To on w kwietniu 2007 roku wyciągnął z koperty kartkę i odczytał po francusku:

- Pologne, Ukraine!

Tym samym z pięcioletnim wyprzedzeniem Polska wraz z Ukrainą zostały organizatorami turnieju Mistrzostw Europy w 2012 roku i jednocześnie zdobyła na niego awans bez eliminacji. 

Niestety, podczas żadnej z tych imprez w 2008 i 2012 roku nie udało się polskim piłkarzom wyjść z grupy, co zwłaszcza na rodzimych stadionach było dużym rozczarowaniem. Dopiero cztery lata później, podczas owych pierwszych mistrzostw w poszerzonym, 24-zespołowym składzie polska drużyna z tej grupy wyszła. Warto pamiętać, że gdy kilka dni później Polska strzelała rzuty karne w meczu z Portugalią, to była to walka już o półfinał, już o medal. A medalu nie mieliśmy na dużej imprezie piłkarskiej od mundialu 1982 roku i sukcesu zespołu Antoniego Piechniczka ze Zbigniewem Bońkiem w składzie.

Słowem, Polska nie napisała jeszcze w dziejach Mistrzostw Europy tak wspaniałych kart, jakie pokryła swymi wynikami na mistrzostwach świata. Nie była dotąd jednym z tych maluczkich, którzy tutaj potrafili zadziwić świat. Jeżeli jednak na Euro co jakiś czas takie historie się zdarzają, to może zdarzą się i Polsce, tak jak kiedyś Grecji, Danii czy Czechosłowacji. Kto wie…

Materiał pomógł stworzyć
Radosław Nawrot

dziennikarz sportowy z Poznania, autor książek, komiksów i publikacji o tematyce sportowej m.in. serii "Słynni polscy olimpijczycy". Laureat teleturnieju "Wielka Gra".

Udostępnij artykuł

;