logo

Paryż wart jest Igrzysk – posłuchaj historii o pierwszych medalach olimpijskich dla Polski

Niejednokrotnie słyszeliśmy o wspaniałych zwycięstwach i wielkich mistrzach oraz ich historiach, którę są tak niezwykłe, że czasami aż trudno w nie uwierzyć. Ale uwierzyć warto. Bo właśnie tylko sport potrafi dzięki swej ideii, czystości zasad, marzeniom atletów, ich determinacji i pięknej nieprzewidywalności napisać najwspanialsze baśnie, które dzieją się na naszych oczach. Aby przyblizyć Wam te opowieści zapraszamy na kolejny odcinek serii podcastów "Sport, baśń, która dzieje się naprawdę" czytanych przez Monikę Pyrek. W dzisiejszej opowieści dowiecie się dlaczego Paryż w szczególności dla Polski, wart jest Igrzysk Olimpijskich.

Podcast do poczytania

27 lipca 1924 roku była niedziela. Jedna z najważniejszych niedziel w dziejach polskiego sportu. Niedziela historyczna, bowiem to wtedy, sto lat temu Polacy zdobyli swoje pierwsze w historii medale olimpijskie. W Paryżu.

Paryż jest bowiem jednym z nielicznych miast świata, który igrzyska olimpijskie organizuje już po raz trzeci. Gdy odrodziły się one we współczesnych czasach w 1896 roku, pierwszą ich edycję zorganizowały Ateny, tak jak w starożytności. Kolejne jednak, w 1900 roku odbyły się właśnie we francuskiej stolicy. Sportowcy rywalizowali wtedy nie tylko w lekkoatletyce, pływaniu, gimnastyce, ale również w takich sportach jak polo, krykiet, krokiet (bo nie należy ich mylić), golfie czy przeciąganiu liny. 

Polski wówczas w Paryżu nie było, gdyż nie było jej także na mapach. Znajdowaliśmy się wciąż pod zaborami i dopiero w 1918 roku Polska odzyskała niepodległość. I już wtedy pojawił się pomysł, aby pojechać na igrzyska olimpijskie. To miał być dobry sposób na to, by przypomnieć i oznajmić całemu światu, że niepodległa Polska znów istnieje i ma się dobrze.

Polacy szykowali się do startu na igrzyskach, które w 1920 roku odbywały się w Antwerpii w Belgii. I już właściwie wszystko było gotowe, ale latem 1920 roku wybuchła wojna z bolszewikami i obca armia znalazła się pod Warszawą. W tej sytuacji nie było mowy o olimpijskim starcie, trzeba było go przełożyć.

Dlatego to w Paryżu w 1924 roku polscy sportowcy debiutowali na letnich igrzyskach olimpijskich, dokładnie sto lat temu. To był niezwykły moment, bowiem sportowcy czuli, że piszą historię i reprezentują cały kraj odrodzony po tak wielu latach nieobecności w atlasach. Na dodatek środki na ich start w Paryżu pochodziły w sporej mierze ze zbiórki publicznej. To było naprawdę coś.

Zdobycie medalu jednak było sprawą niezwykle trudną. Polacy nie mieli jeszcze doświadczenia i na większości aren sromotnie przegrywali. Wydawało się nam np. że mamy całkiem niezłych bokserów, ale wszyscy reprezentanci Polski w boksie odpadli po przegraniu swych pierwszych walk. To było duże rozczarowanie, podobnie jak start lekkoatletów. Żaden z nich nie przebrnął eliminacji, jedynie Antoni Cejzik zajął w dziesięcioboju dwunaste miejsce. Dobrze poszły mu rzuty, ale w biegach i skokach wypadł już słabo.

Przepadli wszyscy nasi szermierze, wioślarze, nasz jedyny żeglarz, a goryczy dopełnili piłkarze, którzy w pierwszym meczu ulegli Węgrom aż 0:5.

Cóż, nie wyglądało to dobrze, ale w Polsce uważano, że celem naszych sportowców w tym pierwszym starcie jest przede wszystkim pokazać się światu. Gdyby udało się wedrzeć na podium i podnieść na chociaż z jednym z trzech masztów biało-czerwoną flagę, byłoby to wręcz wspaniałe.

I udało się! Wspaniała dla Polski okazała się niedziela 27 lipca 1924 roku.

To wtedy w drużynowym wyścigu kolarskim na paryskim welodromie wystartowała polska drużyna, którą tworzyli Józef Lange, Jan Łazarski, Tomasz Stankiewicz i Franciszek Szymczyk. Ścigała się na dystansie 4 kilometrów na dochodzenie. Nie było to łatwe. Jan łazarski kilka lat przed igrzyskami został postrzelony w lewe kolano z rewolweru. Miał przez to zakończyć karierę, ale nie poddał się. W Paryżu jechał na rowerze z … kulą wciąż tkwiącą w jego kolanie, już do końca życia. Polscy kolarze byli szybsi nawet od faworyzowanych zawodników gospodarzy, Francuzów, u których jeden z zawodników złapał gumę, i dopiero w finale dali się wyprzedzić Włochom. Walczyli dzielnie, mieli nawet swoją taktykę i ustaloną kolejność zmian z wiatrem i pod wiatrem, ale w ferworze walki pomylili te ustalenia. Przegrali z silnymi Włochami, ale zdobyli srebrny medal i polska flaga została podniesiona na jednym z olimpijskich masztów.

W tym samym czasie, nieco dalej odbywała się rywalizacja jeździecka. Polacy słynęli z tego, że umieli znakomicie jeździć konno i kochali te zwierzęta, a tradycje ułańskie w Polsce były żywe i gorące. Jeszcze nie tak dawno polscy jeźdźcy brali udział w wojnie, teraz walczyli o medale igrzysk olimpijskich.

Wśród nich startował Adam Królikiewicz, świetny jeździec, który dosiadał konia tak brzydkiego, że wielu uważało go wręcz za muła. Koń ten miał garbaty nos, dziwaczną i nietypową sylwetkę, na dodatek obcięto mu ogon. Został w Europie po wielkiej wojnie światowej, na którą przywieźli go amerykańscy żołnierze i zostawili we Francji jako demobil. Nikt go nie chciał, ale Adam Królikiewicz poznał się na tym koniu. Rozpoznał w nim mustanga, jednego z tych zdziczałych rumaków z półnoanoamerykańskich prerii. Zwierząt o gorącej krwi, trudnym charakterze. To był prawdziwy indiański mustang o imieniu Pikador, którego polski jeździec przygarnął. I chociaż wielu w Paryżu śmiało się, że dosiada wierzchowca tak szpetnego, on wywalczył na nim brązowy medal w skokach. Indiański mustang skakał bowiem świetnie.

Dwa medale jednego dnia, niemal w tym samym czasie – to było coś wspaniałego i zaskakującego. Polacy okazali się świetni w jeździe konnej i na rowerach, dzięki czemu igrzyska w Paryżu z nieudanych zawodów, w których nie mieli odegrać większej roli, zmieniły się w wielkie, historyczne wydarzenie.

To były tylko dwa medale – srebrny i brązowy – ale pierwsze w naszej historii i ich zdobywców fetowano jak zwycięzców. Polska weszła bowiem do olimpijskiej rodziny i odtąd miała w niej pozostać na kolejne sto lat, aby na następnych, trzecich już igrzyskach w Paryżu powalczyć już nie o choćby jeden, ale znacznie więcej krążków.

Udostępnij podcast

;