logo

Schowajmy się pod dachem, czyli o halowej lekkiej atletyce

W 1985 roku radziecki tyczkarz Siergiej Bubka był już uznanym mistrzem, zdobywcą wielu medali. Ten pierwszy halowy zdobył jednak tak trochę na niby. Halowa lekkoatletyka zaczynała bowiem bardzo nieoficjalnie i bardzo nieśmiało.

Radosław Nawrot

To od lat był stały problem lekkoatletów. Gdy bociany zebrały się na sejmiki, by odlecieć do ciepłych krajów, gdy jeże wtulały się w sterty liści, a niedźwiedzie chowały się do gawr na sen, jeden z najbardziej letnich i ciepłych sportów świata zamierał. Gdy powiało chłodem, nadciągały arktyczne niże, a przed jazdą należało najpierw oskrobać szyby w samochodzie, lekkoatletyka niczym suseł szykowała się do zimowego snu.

Nie lekkoatleci jednak. Oni nie mogli zgromadzić zapasów tłuszczu pod skórą, by wiosną obudzić się przed nowym sezonem. Musieli utrzymać zdrowie i formę przez cały czas, również zimą. Stąd wielu z nich wyjeżdżało na treningi do ciepłych krajów, na drugą półkulę. To były ważne treningi, ale jednak brakowało czegoś, co sportowcy nazywają rytmem startowym. Brakowało rywalizacji.

Lekkoatletyka to bardzo stara, w zasadzie antyczna dyscyplina sportu, bo przecież stanowiła ona ważną część jeszcze starożytnych igrzysk w Grecji. W naszych nowożytnych czasach w zasadzie współczesny sport od niej się zaczął. Może pamiętacie, że pierwsze igrzyska olimpijskie w czasach współczesnych odbyły się w 1896 roku w Atenach. Lekkoatletyka była wtedy jedną z nielicznych dyscyplin, w których na samym początku rozdano medale.

Mówimy jednak o tej ciepłej, letniej lekkoatletyce na otwartym stadionie. W hali tego sportu nie uprawiano zbyt chętnie. Zdumiewające to jak na znaczenie „królowej sportu” i dokuczliwość zimy w jej trenowaniu. Dlaczego? Zaraz wyjaśnię.

Kiedy Siergiej Bubka i wielu wybitnych sportowców w 1985 roku pojawiło się na starcie pierwszych światowych mistrzostw pod dachem zorganizowanych w nowiutkiej wówczas, pachnącej jeszcze farbą paryskiej hali Bercy, musieli rywalizować nieoficjalnie. Światowa federacja lekkoatletyczna IAAF zdecydowała się przeprowadzić zawody w hali, ale na razie próbnie, by zobaczyć czy to ma sens.

Skąd ten opór? Przecież Halowe Mistrzostwa Europy już się odbywały. Ano właśnie – Europy. Ona dotknięta corocznie zimą, mrozem i śniegiem nauczyła się już chować pod dachem. Reszta świata, w tym potężne w lekkoatletyce Karaiby oraz Afryka – nie za bardzo. Nigdy nie musiały. To oznaczało pewną dysproporcję.

Mało tego, lekkoatletyka wymaga dużych, otwartych stadionów, wymaga przestrzeni. Sama jej tartanowa bieżnia to kółko o długości 400 metrów, a miotacze ciskają przecież oszczepy, młoty czy dyski na odległości kilkudziesięciu czy w wypadku oszczepników nawet ponad stu metrów. Tyczkarze i tyczkarki natomiast śmigają po cztery, pięć czy sześć metrów w górę.

Skąd wziąć takie przestrzenie pod dachem? Nie ma aż tak wielkich hal, aby pomieścić całą lekkoatletykę, z jej rozmachem i oddechem.

Odpowiedź na te wątpliwości okazała się prostsza niż zakładano. Afryka i Karaiby nie wiedzą, jak się startuje w hali? Zatem się nauczą. Nie wszystko da się w hali zmieścić? Zatem nie musimy tam umieszczać wszystkiego.

Lekkoatletyka halowa to bowiem lekkoatletyka nieco zmodyfikowana. Zamiast bieżni 400-metrowej, mamy taką o połowę krótszą. Owszem, wymaga to nieco innego biegania, gdy np. dystans 400 metrów wymaga dwóch okrążeni, ale nie szkodzi. Przynajmniej jest inaczej, ciekawiej.

Sprinterzy biegają na 60 metrów zamiast 100, przez co dobry start i zabójcza szybkość mają jeszcze większe znaczenie niż na otwartym stadionie. Tyczkarze zmieszczą się pod dachem, a oszczepnikom, dyskobolom i młociarzom po prostu podziękujemy. Trudno, nie można mieć wszystkiego - ich w hali nie zobaczymy, pozostaną jedynie kulomioci i kulomiotki, potrzebujący rzutni o wielkości dwudziestu kilku metrów. To da się załatwić. Nie pobiegną też długodystansowcy – przy biegu na 10 kilometrów trzeba by przecież zrobić 50 okrążeń hali.

A rekordy? Przecież rekord na 400 metrów przy dwóch okrążeniach bieżni nie może się równać wynikom podczas biegu na jeden stadion. Inaczej skacze się, gdy wieje niż w nieruchomym powietrzu wewnątrz hali.

To prawda, dlatego decyzja mogła być tylko jedna – rekordy na otwartym stadionie i halowe będą liczone osobno. Aczkolwiek mogą się zdarzyć wyjątki.

Weźmy tyczkę i Siergieja Bubkę. Wybitny tyczkarz w latach osiemdziesiątych bił rekordy świata na otwartym stadionie, ale z czasem, gdy halowa lekkoatletyka nie była już nieoficjalna, ale stanowiła pełnoprawne zawody, wyspecjalizował się w wysokim skakaniu w hali. Swoje dwa ostatnie rekordy – wyniki 6,14 i 6,15 m – uzyskał właśnie pod dachem w latach 1992-1993, w halach w Doniecku i Lievin we Francji. Co więcej, gdy po wielu latach francuski tyczkarz Renaud Lavillenie oraz szwedzki Armand Duplantis dogonili wreszcie Bubkę w jego osiągnięciach, odbierali mu rekordy również w hali – z czego Szwed zrobił to w lutym 2020 roku u nas, w Toruniu (potem poprawił w Glasgow). Rekord świata w skoku o tyczce mężczyzn to dzisiaj 6,18 m i jest to wynik z hali.

Toruń to miasto, które w tym roku gości Halowe Mistrzostwa Europy. To drugi wypadek, gdy te zawody odbywają się w Polsce – poprzedni miał miejsce w 1975 roku, a lekkoatletów gościła wtedy nowiutka hala Spodek w Katowicach (w 2014 roku Sopot zorganizował halowe mistrzostwa świata). Konkurencji rozegrano wtedy jeszcze niewiele, bo halowa lekkoatletyka dopiero się wówczas w Europie zaczynała. Pierwsze tzw. Europejskie Igrzyska Halowe odbyły się w 1966 roku w Dortmundzie, a pierwsze oficjalne Halowe Mistrzostwa Europy – w 1970 roku w wiedeńskiej Stadthalle w Austrii.

Warto wiedzieć, że Polska w kwestii organizowania zawodów lekkoatletycznych była światowym pionierem. Już w lutym 1933 roku w przerobionej wojskowej hali do ujeżdżania koni w Przemyślu odbyły się Zimowe Mistrzostwa Polski, z całą gamą konkurencji takich jak biegi na 50 metrów i 50 metrów przez płotki (akurat takie były wymogi hali), bieg na 3000 metrów, nietypowa sztafeta 3x800 metrów, a także skoki w dal (w tym skok w dal z miejsca, bez rozbiegu – Wanda Jasieńska z Poznania osiągnęła w nim 2,26 metra) skok wzwyż, o tyczce i pchnięcie kulą.

Pierwsze halowe zawody lekkoatletyczne, o jakich wiemy miały miejsce natomiast prawdopodobnie w latach 60. XIX wieku w Ashburnham Hall w Londynie i obejmowały cztery konkurencje biegowe i zawody w trójskoku. W listopadzie 1868 roku takie zawody odbyły się w Nowym Jorku, na terenie… lodowiska i obejmowały skok wzwyż z rozbiegiem, trzy skoki na stojąco, pchnięcie kulą i wyścig na pół mili. 

Materiał pomógł stworzyć
Radosław Nawrot

dziennikarz sportowy z Poznania, autor książek, komiksów i publikacji o tematyce sportowej m.in. serii "Słynni polscy olimpijczycy". Laureat teleturnieju "Wielka Gra".

Udostępnij artykuł

;